Zdrowy rozsądek
Różnie się rozumie pojęcie: ZDROWY ROZSĄDEK. Najczęściej ma ono konotacje pozytywne. To taki zmysł, narzędzie pomagające coś zrozumieć bez zbędnych komplikacji. To takie trzymanie się konkretu bez zbytecznych dywagacji. To także odrzucenie wszelakich form idealizmu.
Odejście od idealizmu… Właśnie tak rozumiał zdrowy rozsądek błyskotliwy Edward Moore. Istnieje bowiem wyłącznie ŚWIAT FIZYCZNY. Moore dał nietuzinkowy i krótki dowód a istnienie świata fizycznego. Uczynił to … POKAZUJĄC DŁOŃ. To niebywale świeży skrót myślowy. Dłoń jest i to jest fakt bezdyskusyjny.
Dla zdrowego rozsądku ważny jest rygor umysłowy kładący nacisk na: jasność, ścisłość, precyzję myślenia. Zdania i twierdzenia budowane w oparciu o zdrowy rozsądek są bliskie prawdy, albo wprost: są prawdziwe. Trzeba się jednak trzymać analizy pojęciowej. Dywagacje filozoficzne, dogmatyczne, metafizyczne wprowadzają zamęt i oddalają od prawdy.
Moore wyznaczył także proste zadanie dla filozofii. Ona ma być zgodna z przekonaniami zdrowego rozsądku. Powinna analizować tylko POJĘCIA i nic więcej. Nie można analizować DOBRA, bo to pojęcie podstawowe i proste. Każda próba definiowania dobra sprowadza je na inne pole, do innej własności i wymiaru psychologii, albo socjologii. Nie można zatem analizować cech dobra. Można jedynie dochodzić, czemu przysługuje dobro. To dość mocna redukcja zagadnienia związanego z pojęciem dobra. Są także konsekwencje takiego podejścia.
To może doprowadzić do utylitaryzmu. Moore to również praojciec pragmatyzmu. Ciekawy jest także program działania Moore. Uważał on, że istotne są tylko te czyny człowieka, które doprowadzą do maksymalizacji ilości dobra na świecie. Trzeba czynić świat lepszym! To bardzo szlachetne założenie, ale Moore idzie dalej i twierdzi, że człowiek jest wyposażony w instynkt czy organ, który wyczuwa dobro. Czy to jednak nie jest zbyt … idealistyczne założenie?
Punktem wyjścia filozofii Moore była treść filozoficznych sądów. Chodzi o koncepcje filozofów, także te bardzo wyszukane, skomplikowane, piętrowe, maksymalistyczne i holistyczne. Pytanie jest takie: czy te filozofie jakoś nie UNIEWAŻNIAJĄ zdrowego rozsądku?
Moore daje jednoznaczną odpowiedź: zdrowego rozsądku nie jest w stanie naruszyć żadna filozofia. Zdrowy rozsądek jest NIETYKALNY. Jeżeli jakaś filozofia kwestionuje zdroworozsądkowe twierdzenia, to znaczy że jest złą filozofią. To uzasadnienie jest zdumiewająco proste i … zdroworozsądkowe.
Twierdzenia zdrowego rozsądku to często banały, czy oczywistości, coś co jest powszechnie akceptowane. Dlatego próba podważania tych przekonań przez wywody filozoficzne powinna zostać odrzucona. Dobra filozofia powinna godzić się i adaptować przekonania zdrowego rozsądku.
Przykładem jest zagadnienie CZASU i ISTNIENIA, to naczelne zagadnienia filozofii, metafizyki. Na przykładzie tych dwóch wielkich kwestii można wyjaśnić opozycję: złej filozofii i zdrowego rozsądku.
Pewien neoheglista twierdził, że czas nie istnieje. Warto zauważyć pewien kontekst. Otóż, każda filozofia posługuje się WYWODEM. Wywód zakłada następstwo, ono zaś odnosi się do czasu, w którym odbywa się TOK wywodu przeprowadzany przez człowieka. Wywód bowiem zakłada jakieś KROKI, które odbywają się w czasie. Nie można zatem naruszyć istnienia czasu, jeżeli takie jest przesłanie wywodu.
Podobnie jest z istnieniem, które ktoś kwestionuje. Jeżeli kwestionuje i prowadzi wywód, to on jest skierowany do słuchaczy albo czytelników. Czyli przez ten fakt ukierunkowania wywodu zakłada ktoś, że ISTNIEJĄ słuchacze i czytelnicy.
To wydaje się takie oczywiste, ale z tymi twierdzeniami Moora polemizował wielki Ludwig Wittgenstein. Uczynił to ciekawie i przekonywująco…
Spór filozoficzny to najczęściej NIEPOROZUMIENIE JĘZYKOWE. Na przykład słowo „WĄTPIE” jest źle rozumiane. Aby wątpić trzeba znać WZORZEC, a to wyklucza wątpienie. Wzorzec bowiem daje PEWNOŚĆ, a ono wyklucza wątpienie. Nie można także powiedzieć, że coś się „WIE”. Można mówić, że się wie, jeżeli ma się RACJĘ, a ona zakłada pewność. To zdaje się mieć syndrom „masła maślanego”, ale Wittgenstein zastanawiał się nad różnicą pomiędzy pojęciem „wiedzieć” a pojęciem „być pewnym”. Uważał, że różnicę te można pominąć. Co jednak będzie, jeżeli „wiem” będzie oznaczać: nie mogę się mylić? Co stanie się: gdy rzeczy się miały inaczej niż ktoś wiedział? Jest przecież także wyrażenie: myślałem, że wiem. Jak widać „pewność”, to także śliska sprawa…
Filozofowie wyrywają terminy z KONTEKSTU i ich używają. Wszelkie racje mają zatem charakter kontekstowy, lokalny, a nie uniwersalny. Fundamentem nie są przekonania, ale WSPÓLNA PRAKTYKA – która konstytuuje nasz sposób życia. To wspólna praktyka prowadzi do wypracowania wzorca.
Te twierdzenia Wittgensteina są mocno … zdroworozsądkowe. Może zatem Wittgenstein nie polemizował z Moorem, a się z nim w rzeczywistości zgodził. Użycia słowa „polemika” było zaś zabiegiem … zwiększającym rozgłos i czytelnictwo. Marketing powstał o wiele wcześniej niż słowo „marketing”. Ważny jest kontekst i użycie pojęcia, jak twierdził wielki Wittgenstein.